MIASTO ORGANIZM • 1 • o organizmie ogółem

Kiedy zacząłem studiować gospodarkę przestrzenną, nie miałem pojęcia czym ona się zajmuje. Jeśli mam być szczery, to bodaj na drugim roku studiów skapnąłem się, że ta „gospodarka” nie ma nic wspólnego z gospodarką w znaczeniu krajowym, a chodzi tu o zagospodarowanie. Może trochę historia urbanistyki, a może współczesne zarządzanie miastami (albo jego brak) otworzyły mi oczy na to, że miasto jest bytem żywym, bardzo dynamicznym i należy o niego zadbać podobnie, jak o ciało człowieka. Było wiele koncepcji miast – ogrody, koła, linie, warstwy – żadna się okazało nie zdała egzaminu. A dlaczego? Bo były wymyślane sztucznie. I choć po latach zaplanowana od góry do dołu (albo może bardziej od pierzei do pierzei) Nowa Huta jest obiektem westchnień i mokrych snów wszystkich młodych dorosłych, pragnących mieszkać gdzieś na wschód od Tauron Areny, tak większość narzucanych odgórnie układów miejskich zdecydowanie nie zdała egzaminu, albo po prostu z czasem naturalny bieg i rytm miasta wyparł sztuczne założenia pierwotne, tworząc jakąś pokraczną hybrydę. Tak więc, doszedłem do tego, że miasto, jako ośrodek, należy potraktować jak organizm – coś, co samo się rozwija, samo doskonale wie, gdzie czego potrzebuje, gdzie czego brakuje, gdzie jest najlepiej mieszkańcom – miasto jest miejscem, które samo da sobie radę z falą suburbanizacji, gentryfikacji, czy starzenia społeczeństwa. Zadaniem włodarzy miasta, a już chyba przede wszystkim urbanistów i planistów jest zrozumieć sposób działania miasta i wspomożenie tych dobrych procesów, sprzyjających rozwojowi i możliwie najszybsze leczenie tych, które (jak w każdym żywym organizmie) są chorobą i powodują stan zapalny, gorączkę, czy ogólne złe samopoczucie. Mogę więc śmiało porównać urbanistę do lekarza, który kiedy trzeba zaaplikuje odpowiednie lekarstwo i wesprze naturalny układ immunologiczny, a gdy organizm jest zdrowy – będzie badał, opiekował się i wspierał rozwój, dobre odżywianie i czuwał, na wypadek następnej choroby.

Miasto, podobnie jak każdy inny organizm, składa się z poszczególnych narządów, gruczołów, układów. I choć czasem wydać się mogą moje porównania wysoce drewniane i naciągane, postaram się w każdym tekście wyczerpująco opisać konkretne narządy, możliwe choroby, sposoby leczenia i ogólną zasadę opieki i terapii.

MIASTO • ORGANIZM

Zanim zacznę się rozwodzić nad nerkami, żyłami, czy mózgiem, chciałbym w ogólne rozwinąć temat miasta, jako organizmu. Dlaczego tak uważam? Bo jestem wielkim fanem tego, co naturalne.

Może się to wydać bez związku, ale era tego, co sztuczne odeszła (albo przynajmniej już odchodzi) do lamusa i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nasza planeta nie ma już czasu na wątłe i obłe deklaracje w próżnię, które serwują włodarze. Nikogo już nie ruszają deklaracje europejskie o neutralności klimatycznej, które rząd pięknie wrzucił do kosza, nadal nobilitując węgiel. Jesteśmy zmęczeni okresem kilkudziesięciu lat, deklarowanym w Brukseli. Ludzie sami wzięli sprawy w swoje ręce. Zaczęliśmy patrzeć na składy produktów, bo mamy już dość jedzenia i życia instant. Odstawiliśmy plastik, bo znaleźliśmy go już na Mount Everest i w Rowie Mariańskim. Zaczynamy także cenić czas wolny, odpowiedzialniej wykorzystywać czas pracy. Zmieniły się nasze priorytety. Podobnie jest z miastami – nie dajemy już sobie zamydlić oczu płaskimi dokumentami planistycznymi, zasypujemy urzędy pismami i wnioskami, aby ratować ulubione skwerki, mieszkamy bliżej pracy (albo raczej pracujemy bliżej domu), aby nie tracić czasu na dojazdy, a w dzisiejszych czasach to nawet pracujemy z pokoju obok, aby ten czas ograniczyć do minimum. Wracamy do tego, co naturalne, co dla nas najlepsze. Odpuszczamy zabawki plastikowe, na rzecz tych drewnianych, wolimy dopłacić, a mieć ekologiczne, zdecydowanie odstawiamy mięso, na rzecz diety roślinnej. Spędzamy czas w parkach, gdzie możemy dla rekreacji popielić grządki i wziąć cukinię do domu, hodujemy na balkonach zioła i warzywa, a nasze salony pękają w szwach od roślin doniczkowych. Oddajemy rzekom ich bieg, nie zgadzamy się niemo na idiotyczne inwestycje, wolimy spokojnie przemyśleć, wychodzimy na ulice w obronie wyznawanych wartości.

wizualizacja przebudowy okolic Hali Targowej w Krakowie
(fot. FACEBOOK ŁUKASZ MAŚLONA / ZZM)

Tak samo zmęczyły nas już sztuczne podziały w miastach – chcemy miast zielonych, nowoczesnych, smart. Jako społeczeństwo (na razie europejskie, ale i dla Polski widzę powoli światełko w tunelu) zaczynamy być odważni, głośni, bardzo waleczni. Jesteśmy coraz bardziej świadomymi użytkownikami miast. Widać to choćby na instagramowym profilu PIEING – Magdy, która walczy o lepsze miasta. Coraz więcej ludzi zauważa dyskryminację osób o ograniczonej mobilności. Magda wrzuca na stories wiadomości, które wysyłają jej ludzie – którzy piszą do urzędów, mediów, aktywistów – żeby jakoś wpłynąć na swoją okoliczną przestrzeń. Przestajemy być niemi i bez głosu.

Coraz więcej z nas zauważa, że monofunkcyjne dzielnice, osiedla mieszkalne bez cienia usługi to przestrzenie nie do życia, bardzo niekomfortowe, generujące znacznie więcej minusów, niż plusów. Zwracamy uwagę na bliższą odległość komunikacji zbiorowej, szukamy niedaleko przedszkoli, szkół, sklepów, parków, teatrów, bibliotek i kin. Zauważamy, że twardy i sztywny podział miasta na konkretne funkcje nie zdaje egzaminu – na Białołęce mieszkamy, na Ochocie pracujemy, a w Centrum to miejsce rozrywki. Tak twardy podział generuje niepotrzebną komunikację (w dzisiejszych czasach przecież tak odradzaną). Mieszkańcy Huty zdecydowanie wolą Galerię Serenadę, Krowodrzanie Galerię Bronowice, a całe Podgórze uderza prosto do Bonarki. Jest tak dlatego, że każda z nich ma pokrywające się listy sklepów, ale też dlatego, ze przecież nie ma potrzeby, mieszkając gdzieś blisko Zakopianki przebijać się do Serenady na północy tylko po to, żeby zobaczyć toalety glamour.

Miasto, w związku z tym, że jest bytem żywym, zmiennym, kapryśnym i podatnym na mody i choroby, nigdy nie jest na tyle źle zaplanowane, żeby nie dało się tego wyleczyć. O jakim ogromnym moim marzeniem jest nastanie dnia, kiedy przeczytam, że radni z Chorzowa ogłoszą przeniesienie DK 79 i uwolnią wreszcie Rynek z tej okropnej estakady. Bo ta jedna zła decyzja spowodowała ogromne korki w ścisłym centrum miasta, oszpeciła wygląd Rynku. Ale koszty tej inwestycji są takie ogromne – nie tylko finansowe, ale chyba społeczne – przyzwyczajenia ludzi, opinia publiczna – że nie liczę na to za mojego życia.

KLASYFIKACJA • WYSTĘPOWANIE • RASY

Ale skąd w ogóle porównanie do organizmu? Zaczęło się od tego, że spojrzałem na ludzi jak na konkretne trybiki – komórki miasta. Ten cały organizm jest stworzony właśnie dla nas, mieszkańców. Dla nas i przez nas. Miasto bez ludzi, jak jak organizm bez komórek – nie istnieje. Nie ma sensu stawiania miast bez chętnych do życia w nim. Dlatego nie buduje się całych miast od razu – nie wydaje się dekretów, że nagle, gdzieś pomiędzy Kielcami i Krakowem stanie 300tys. miasto – z drogami, blokami, zakładami pracy, komunikacją zbiorową, obsługą socjalną, lekarską, usługami – to tak nie działa. Miasto potrzebuje czasu, aby się rozwinąć, wyrosnąć, uczyć się. Stąd się wzięło powiedzenie: nie od razu Kraków zbudowano. Miasto, podobnie jak gatunki – ewoluuje – do aktualnych potrzeb, do warunków, w których przyszło mu funkcjonować, do mody i do rozwoju wiedzy mieszkańców. Dlatego jeszcze kilkadziesiąt lat temu, choćby w latach 70′ priorytetem w budowie i rozwoju miast były drogi, a dzisiaj już się od tego zdecydowanie odchodzi (no, może nie wszędzie, ale jednak era dróg odchodzi). Nikt nie ma za złe ówczesnym planistom, że za punkt honoru stawiali czasowe oddanie Trasy W-Z, a nikt nie brał na poważnie solidnych badań nad zasadnością drugiej linii metra – takie były czasy, tak się planowało, taka była wiedza. Podobnie przecież jest z medycyną – dawniej jedną z najpopularniejszych praktyk medycznych było upuszczanie krwi i leczenie ołowiem. Za chorobę uznawano pisanie lewą ręką, a powodem ślepoty były praktyki seksualne. Naszym zadaniem dzisiaj jest powołać stosownych lekarzy, którzy znają się na swojej robocie, znają najnowszą wiedzę medyczną i którzy poprawią błędy przeszłości i zdiagnozują porządnie naszego pacjenta. Dlatego tak ważne jest edukowanie urbanistów i planistów i powoływanie właśnie ich na stanowiska – zamiast pociotków i swoich kolesi.

Nasz pacjent, czyli polskie miasto, to byt niezwykle złożony. Mamy organizmy większe, mniejsze, młodsze, starsze. Są te bardziej zadbane i te zdecydowanie zaniedbane. Łączy je wspólny mianownik – chaos i brak stosownej opieki medycznej z zakresu zapobiegania chorobom. Nasi pacjenci mają słabych lekarzy rodzinnych, którzy kasują spore sumy za nieodróżnianie kataru od słabego krążenia w nodze. Można więc śmiało powiedzieć, że warto zastanowić się nad zmianą personelu medycznego i tak – ja się zgadzam, najlepiej zacząć od wymiany, albo przynajmniej wyedukowania zarządców miast. Boję się jednak, że polska mentalność – jest źle, ale nie róbmy nic, żeby nie było gorzej! – nie pozwala na zerwanie umowy z przychodnią, do której chodziliśmy latami – no nasz lekarz jest słaby, ale nie wiemy, czy nie będzie gorszy. Dlatego właśnie zawód urbanisty został uwolniony, tzn. nie potrzeba odpowiednich kwalifikacji, aby zajmować się planowaniem rozwoju miast. Dlatego zaczynam od edukowania ludzi, od nakreślania problemu, od otwarcia ludziom oczu mając nadzieję, że to pójdzie jak lawina prościutko do zmiany lekarza i rozpoczęcia długiego i pewnie bolesnego procesu najpierw porządnej diagnostyki, a następnie- leczenia.

Miasta, choć trochę je łączy, są zdecydowanie różne. Bo przecież nie można postawić tej samej diagnozy Warszawie i Włocławkowi, Krakowowi i Tczewowi, Gdańskowi i Wiśle. Każdy ośrodek jest inny, każdy ma swoje problemy i zadaniem włodarzy miast jest bezzwłoczne reagowanie i próba wypracowania z mieszkańcami rozwiązania. No właśnie – z mieszkańcami. Ale o tym później.

BUDOWA

Warto zastanowić się najpierw nad tym, z czego składa się nasz organizm. Będę to rozwijać w następnych wpisach, ale dzisiaj już chcę pokazać, że ta analogia nie jest wcale tak kwadratowa, jakby się mogło wydawać.

Jak myślimy o mieście, to chyba najpierw wyobrażamy sobie Nowy Jork. Widzimy wysokie biurowce na Manhattanie, Central Park, zakorkowane prostopadłe ulice, żółte taksówki, gazyliony linii metra, tłumy biegnące gdzieś pomiędzy budkami z hotdogami, mieszkania rodem z Friends’ów, te ogromne wozy strażackie i wiele więcej. I bardzo dobre są to skojarzenia – bo właśnie Nowy Jork jest świetnym przykładem miasta z problemami, a przecież właśnie problemami mamy się zajmować. Bo oprócz tych wymienionych skojarzeń, warto przypomnieć, że właśnie Nowy Jork to zdecydowany problem segregacji rasowej, getta, kryzys bezdomności, wzmożona prostytucja, handel ludźmi, umoczenie włodarzy w mafię i brud-smród-syf. Polakom, którzy żyją w naprawdę czystych i zadbanych miastach ciężko jest nie doznać zawału na widok gór śmieci, czy zapachu uryny. Miasto, jak się okazuje poza holywoodzkimi produkcjami, to nie tylko piękne widoki.

(fot. PIXABAY)

Skupmy się zatem na życiu przeciętnego Kowalskiego. Wstaje rano, myje zęby, korzysta z toalety, robi sobie kanapki do pracy, wyrzuca śmieci, ubiera się, wsiada do samochodu, jedzie do biura, parkuje samochód oczywiście w miarę blisko, spędza w pracy osiem godzin, wracając zagląda do sklepu, wchodzi o domu, gotuje obiad, zjada go, odpala Netflixa i idzie spać – czasem odwiedzi lekarza, matkę, kolegę, wyjdzie na piwo, czy do kina. W rozszerzonym wariancie pojawiają się dzieci, które trzeba odprowadzić do przedszkola i szkoły, a później odebrać. A po południu odwieźć na dodatkowy angielski, balet i do szkoły muzycznej. Trzeba kupić farbki na jutrzejszą plastykę i skombinować strój księżniczki – bo córka zapomniała wcześniej powiedzieć. A w pakiecie pro dochodzą potrzeby osób niepełnosprawnych, seniorów, czy wykluczonych – więźniów, osób w ośrodkach zamkniętych, ubezwłasnowolnionych. To jest skondensowany obraz miasta – a przynajmniej tego, jakim potrzebom zwykłego mieszkańca musi to miasto sprostać.

Jeśli przeanalizujemy funkcjonowanie miasta w perspektywie mieszkańca, zauważymy, że działa w nim zarówno układ krwionośny, jak i pokarmowy. Mamy mózg, który steruje naszym organizmem, mamy płuca, które pobierają tlen z powietrza i dostarczają do komórek. Są nerki, żołądek, gałki oczne. Funkcjonuje układ limfatyczny, są stawy, gruczoły potowe, wątroba, czy układ odpornościowy, odpowiedzialny za wybijanie intruzów, szkodzących organizmowi. Mamy też wszelkie choroby, jak zawał, zator płucny, cholesterol, nadciśnienie, Alzheimer, gorączka, kaszel, martwica tkanek. Są też przypadłości dnia codziennego, jak sucha skóra, trądzik, ogólne zmęczenie, stres, czy drętwienie kończyn. Są przypadki organizmów po amputacjach, bez nerek, bez konkretnych narządów. Wszystko postaram się rozwinąć.

GMO

Miasto to podmiot – żywa materia, która ma swoje kaprysy, humory. bardzo często nie chce współpracować tak, jakby sobie to wymyślili deweloperzy – trawa nie rośnie tam, gdzie by oni chcieli, a drzewa stoją tam, gdzie oni akurat by nie chcieli. I takimi problemami też spróbuję się zająć. Jak rozwijać, a jednocześnie nie zamienić miasta w coś sztucznego, bez charakteru, bez osobowości. Jak uniknąć pustej wydmuszki – z kolorowymi fasadami i pięknymi dorożkami – ale bez mieszkańców, artystów i życia.